Rin była zrozpaczona. Nienawidziła Ney tak bardzo, że miała ochotę ją torturować, bo na szybką śmierć nie zasługiwała. Ośmieszyła ją w oczach Nikkiego. Dobiegła do domu, natychmiast zdjęła ubłocone i mokre ubrania i poszła pod prysznic.
Gdy skończyła, rzuciła się na łóżko i wysłała sms'a Lin: "Przyjdź proszę ;(". Przyjaciółka zjawiła się po dziesięciu minutach z paczką ciasteczek.
Wchodząc do pokoju ujrzała Rin z czerwonymi oczami spuchniętymi od płaczu.
- Co się stało?!
- Mówiłam, że to będzie kompletna klapa! To wszystko wina Courtney!
Rin opowiedziała jej całe zdarzenie od początku.
- Co za idiotka, noo! Jak ona tak mogła?!
- Nie wiem, nienawidzę jej! Jak ja się teraz pokarzę Nikkiemu? Chciałabym być jakąś wróżką czy czarownicą nawet, żeby jej coś zrobić! Nie wiem, hmmm... może też wrzuciłabym ją w błoto?
- A może w górę kupy czy coś?
- No to by było odpowiedniejsze! Albo może zostawić ją gdzieś samą w lesie...
- Niee no co ty! Po pierwsze, to oszczędźmy biedne rośliny, a po drugie, to nie możemy zaśmiecać lasu!
I tak przez następną godzinę rozmyślały nad różnymi karami dla Ney, aż w końcu Lin wróciła do domu. Rin usiadła przy oknie i spoglądała na las. Jej myśli krążyły teraz w odległych krainach. "Dlaczego ten świat jest taki nudny? Dlaczego nie może się w nim dziać coś ciekawego, intrygującego, magicznego, coś, co będzie w stanie zająć moje myśli i odwrócić uwagę od szarej rzeczywistości? Ach, jaki ten las jest piękny. Taki wielki i tajemniczy. O! Właśnie! Jeszcze trochę i będę miała piętnaście lat! Muszę w ten dzień zrobić coś wyjątkowego! Może zrobię sobie samotną wycieczkę do tego lasu? Ciekawe kiedy jest pełnia. Trzeba sprawdzić, bo bardziej przyjemny i nastrojowy będzie klimat. Tylko muszę się przygotować tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Nawet Lin, bo będzie mnie pocieszać, a ja chcę sobie parę rzeczy przemyśleć"
I tak siedząc przy oknie rozmyślała do wieczora. Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi pokoju. To była jej mama.
- Cześć kochanie, co robisz? Chodź do kuchni. Przygotowałam kolację.
- Dobrze mamo. Daj mi jeszcze pięć minut.
Podczas posiłku Rin miło gawędziła z mamą. Niestety temat zszedł na problemy w pracy. Dziewczyna widziała zdenerwowanie i wyczerpanie mamy, ale nie wiedziała jak jej pomóc.
Po kolacji wspólnie pozmywały naczynia i zaczęły się zbierać do zaszycia w swoich pokojach.
- Dobranoc kochanie. Tylko nie siedź za długo, bo jutro musisz wstać do szkoły!
"Taaak, no właśnie. Szkoła." Rin bolał brzuch na samą myśl o jutrzejszym dniu. Wiedziała, że teraz wszyscy znajomi będą wiedzieć o feralnym spotkaniu.
Nazajutrz pogoda była piękna. Świeciło słońce, a po chmurach nie było ani śladu.
Rin jak co dzień zjadła śniadanie i wyszła do szkoły. Musiała iść na piechotę, gdyż mama nie mogła jej zawieźć.
Po drodze spotkała Lin:
- Nie przejmuj się. Pewnie zapomniała czy coś.
- Taa... zapomniała... chyba w moich snach.
- A tak w ogóle, to jak tam twoje plany z kupą? Przygotowania nadal aktualne, tak?
Nieubłaganie nadszedł moment wejścia do szkoły. Rin już czuła te wszystkie ukradkowe spojrzenia na sobie. Ku jej zdziwieniu nie było aż tak źle. Właściwie to nikt nie zwrócił na nich większej uwagi.
- Chyba zapomniała wszystkim powiedzieć. - stwierdziła Lin.
- Albo dopiero zamierza to zrobić. Czeka tylko aż się zjawię.
Niestety Rin miała rację.
- No patrzcie kto przyszedł! - rzuciła jak wąż jadem Ney. - Jak tam twoja kąpiel błotna?
- O czym ona mówi? O co chodzi? - rozległy się pytania.
- To wy nie wiecie? A myślałam, że wszystkim powiedziałam. Rin wczoraj zażywała kąpieli błotnej w parku. No zupełnie jak świnka!
- Hahaha, to prawda? - spytał klasowy cwaniak Ted - Szkoda, że nikt nie zrobił zdjęcia! Byłby świetny materiał na biologię: O zwyczajach świnek ludzkich. - Zaśmiał się, a z nim wszyscy zebrani.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka i przyszła pani Brain więc nie było czasu na rozmowy, tylko wszyscy usiedli w ławkach i zaczęła się lekcja matematyki. Ani Lin ani Rin nie lubiła tej klasy. Były tu ławki na cztery osoby. Usiadły więc w przedostatniej, a po drugiej stronie stołu usiadła Rosie. Była to cicha i spokojna dziewczyna, która nikomu nie wchodziła w drogę i mało kto chciał się z nią zapoznać.
Lekcja trwała już dobre dziesięć minut. Wtem rozległo się pukanie i drzwi się powoli otworzyły. Do klasy wszedł Nikki.
- Przepraszam za spóźnienie pani Brain.
- No, Black, siadaj do ławki. I żeby mi to było ostatni raz!
Nikki przytaknął głową i zaczął szukać wolnego miejsca do siedzenia. Popatrzył na Rin i się uśmiechnął. Zajął krzesło obok niej. "Że też akurat tutaj musiało być wolne!" - pomyślała.
Nikki zwrócił oczy ku niej i na moment ich spojrzenia zetknęły się. Rin oprzytomniała i zaczęła pisać w zeszycie. Przez resztę matematyki nie miała odwagi odwrócić głowy w jego stronę.
Do końca lekcji unikała go jak ognia. Nie chciała, by spotkali się na korytarzu. Dopiero gdy wraz z Lin opuszczała budynek usłyszała, że ktoś ją woła. To był Nikki.
- Zaczekaj Rin! Cześć wam! Słuchaj, mam ci coś do powiedzenia.
- Nikki, kurczę, słuchaj nie mogę teraz rozmawiać, może w ogóle nie powinnam, Courtney nie da mi spokoju. Tobie tez nie. Naprawdę, idź już.
- Przestań gadać i posłuchaj mnie! Nie przejmuj się tym wczorajszym. Po prostu mieliśmy pecha, że ją spotkaliśmy. Słyszałem o tym jak zachował się dzisiaj Ted. Nie martw się, nie będzie ci już dokuczał...
- Czy ty mu coś zrobiłeś? Nikki?! - weszła mu w słowo.
- Rin... to nie tak... my tylko go...
- My?!
- No... ja i kilku kumpli... no ale nie denerwuj się, nic mu nie zrobiliśmy, tylko lekko poturbowaliśmy. W każdym razie nie będzie cię już przezywał czy coś. Nie wiem czy w ogóle będzie w stanie cokolwiek powiedzieć. - dodał z lekkim śmiechem.
- O matkoo... co wyście... nieważne. Przepraszam, muszę już iść. Chodź Lin, obiad czeka.
- Zaczekaj Rin! Wyjdziemy gdzieś jeszcze kiedyś?
- Nie wiem. Być może. A teraz wybacz, ale naprawdę musimy już iść. - powiedziała i ruszyła w stronę domu.
Gdy odeszły wystarczająco daleko, by móc rozmawiać, Lin stwierdziła:
- Dziewczyno, ty to masz szczęście. Chłopaki się o ciebie biją. Szczęście i zarazem ogromny talent. Do zaprzepaszczania okazji.
- Okazji? Do czego? I niby jakiej okazji?
- Czyś ty oślepła? Wreszcie masz szansę posiadać boskiego Nikkiego na własność, a odpowiadasz tylko jakieś "być może" ?! Zastanów się co robisz. Aaa, już rozumiem. Chcesz poudawać niedostępną, żeby się trochę pomęczył? No tak, niech się trochę postara, a nie, że wszystko trzeba za tych facetów robić!
- Lin, co ty gadasz?! Ja nikogo nie udaję! Po prostu nie mam ochoty znowu się zbłaźnić. A teraz muszę cię już pożegnać. Do jutra!
*************************************************************************************************************************************
♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫
*************************************************************************************************************************************
Ufff... skończyłam. Przepraszam, że tak długo trzeba było czekać, ale po prostu nie miałam czasu ;D I przepraszam, że taki słaby jest ten rozdział, ale nie mam jakoś ostatnio weny.A ten odcinek już musiałam napisać, bo Sunhee i Valerie wciąż się czepiały, bo chcą już się pokazac w tej historii. :) Ale poczekaajcie. Ja się dopiero rozkręcam ;D Dopiero się zacznie, jak dojdę do tematu z tytułu mojej "książki" :D Czyli już w 5 rozdziale lub 6. ;D