Dziś dzień spotkania z Nikkim. Niestety dzień zapowiadał się deszczowo. Rin bardzo się denerwowała. Ze stresu zjadła tak wielkie śniadanie, że jej mama stwierdziła iż córka zaraz pęknie. Postanowiła odwieźć ją samochodem do szkoły. Rinslette ubrała się błyskawicznie i równo za dwadzieścia ósma była przy starym i już trochę zużytym fordzie. Była to jedyna pamiątka po ojcu, który odszedł nie wiadomo dokąd, gdy Rin miała sześć lat. Nigdy nie potrafiła zrozumieć dlaczego mama wtedy nie płakała. Pytała ją o to, ale ta za każdym razem ukrywała odpowiedź. W końcu dała jej spokój.
Po drodze do szkoły Rinslette nie widziała nic oprócz siąpiącego deszczu i zmokniętych drzew. Ludzie idący chodnikiem mieli na sobie płaszcze przeciwdeszczowe i osłaniali się parasolkami. Dobrze, że chociaż one były kolorowe, bo Rin całkiem straciłaby nadzieję i chęci na spotkanie z Nikkim. Podczas jazdy samochód mijał wiele domów i sklepów. W pewnym momencie przejeżdżał też obok parku w centrum. Dziewczyna przypomniała sobie, że już za kilka tygodni będzie pełnia księżyca, a za niecały miesiąc - jej piętnaste urodziny.
Gdy dojechała do szkoły przestało padać, jednakże nadal było chłodno i pochmurno. Pod klasą czekała już Lin. Ona też nie miała zbyt radosnego humoru.
- Nie! To się nie może udać! Coś czuję, że ten dzień będzie kompletną klapą! - narzekała Rin.
- Może nie będzie aż tak źle. Ciesz się, że mamy tylko pięć lekcji. Uwierzę, że ten dzień może być lepszy, jeśli pani Collinson przełoży ten sprawdzian z głupich wojen ze Szwecją i całą resztą!
- O matko! Całkiem o nim zapomniałam! Mam tylko trzy przerwy, żeby sie czegokolwiek nauczyć!
Rin z determinacją zabrała się za naukę. Równo z dzwonkiem rozpoczynającym czwartą lekcję, pani Collinson weszła do klasy i zaczęła rozdawać sprawdziany. Podczas ich pisania, Lin zauważyła, że pogoda za oknem diametralnie się zmieniła. Zaczęło świecić słońce, a po chmurach nie było ani śladu.
- Psssst! Rin! Spójrz za okno! - szepnęła.
- O jejku jejku jejku! Czyli jednak ten dzień może być całkiem udany! - stwierdziła z nadzieją w głosie Rin.
- Rinslette! Lindsday! Co to za rozmowy? Proszę natychmiast zamilknąć, albo oddać kartki i zgłosić się do dyrektora! Inni nie mogą pracować w takich warunkach! Żeby mi to było ostatni raz!
Po lekcji historii była fizyka. Pan Philips pokazał kilka ciekawych doświadczeń i zadał masę zadania domowego na za tydzień. Rin nie mogła się już doczekać kiedy będzie mogła stamtąd wyjść. W końcu zadzwonił upragniony dzwonek i dziewczyna pobiegła wraz z przyjaciółką na dziedziniec przed szkołą.
Niespodziewanie podszedł do nich Nikki.
- Cześć dziewczyny!
- Noo cześć. - odpowiedziały.
- Słuchaj Rin, myślałem, że dzisiaj nie wyjdziemy, ale się rozpogodziło. Czyli spotkanie nadal aktualne?
- Tak. Myślę, że tak. - rzuciła Rin i pomyślała, że Nikki ma śliczny głos.
- To do zobaczenia. Przyjdę po ciebie o piętnastej.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Gdy Nikki odszedł, Rin spanikowała.
- O matko matko matko matko! W co ja się ubiorę?!
- Nie mam bladego pojęcia. Coś wymyślimy. Odniosę tylko rzeczy, zjem obiad i wpadam do ciebie.
- Nie zdążęę! - załamała się Rin. - Będę wyglądać jak potwór!
- Weź się w garść! Jesteś Rinslette! Wyglądasz lepiej niż Ney i cała jaj paczka razem wzięci! A po za tym masz najlepszą stylistkę świata - mnie - więc nie ma mowy o złym wyglądzie!
- Ha ha! Ty to zawsze wiesz jak się dowartościować i jednocześnie mnie rozśmieszyć! -rzuciła Rin ruszając w stronę domu.
Dwadzieścia minut później Lin była już u przyjaciółki z plecakiem pełnym ubrań i kosmetyków. Zastała ją w stercie ubrań wyciągniętych z szafy.
- Mówiłam! Totalnie nie mam się w co ubrać!
- A ja ci zaraz udowodnię, że masz! - powiedziała Lin jednocześnie wysypując zawartość swojego plecaka.
Po pół godzinie Rin była już prawie gotowa. Miała na sobie jasne dżinsy, niebieską bluzkę i balerinki, a że było jeszcze trochę chłodno, założyła pasującą do spodni dżinsową kurtkę. Włosy zaplotła w luźny warkocz, pociągnęła lekko tuszem rzęsy, a na usta nałożyła warstwę błyszczyku malinowego.
- No, wyglądasz świetnie! Załóż do tego jeszcze moje kolczyki i będziesz gotowa!
- Nie wiem jak mam ci dziękować! Nikki będzie tu za dwadzieścia minut. Jeszcze tylko perfumy.
- Mam idealne na taką okazję. Trzymam je specjalnie na randkę!
- Lin! Ale ja nie idę na randkę!
- Gadaj zdrów! Ja tam swoje wiem. Gdybyś mu się nie podobała, to by tylko cię przeprosił i sobie poszedł.
- To nie prawda, po prostu chciał być miły.
- Tak, tak. A mi tu czołg jedzie!
- Ej! Nie kradnij moich tekstów! Ha ha ha! Nie no masz świetne poczucie humoru! A teraz perfumy.
Niedługo potem Lindsday poszła do domu, uprzednio wymuszając obietnicę na Rinslette. Miała po powrocie opowiedzieć jej wszystko ze szczegółami. Pięć minut później zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Już otwieram! - krzyknęła.
Przed domem stał Nikki. Sprawiał tak niesamowite wrażenie, że Rinslette odjęło mowę. Miał na sobie niebieską bluzę i dżinsy, a włosy uczesał na lekkiego "jeża".
- Cześć Rin! To jak? Gotowa do wyjścia?
- Oczywiście. Chodźmy.
Dziewczyna była tak spięta, że zastanawiała się czy przypadkiem tego nie widać. Zastanawiała się gdzie pójdą. Obiekt jej westchnień skierował się w stronę parku. Kupili sobie lody i zapanowała niezręczna cisza.
Świeciło słońce, więc kilkoro dzieci wyszło razem zagrać. W pewnym momencie jedno z nich odbiło piłkę tak mocno, że wyleciała wysoko w powietrze prosto w stronę Rin i Nikkiego. Dziewczyna w porę zauważyła to zgrabnie przyjmując i odbijając piłkę.
- Wow! To było świetne zagranie! Grasz w siatkówkę?
- Tak trochę. Bardzo mi się podoba, ale niestety nie mam gdzie i z kim ćwiczyć. A ty? Jaki sport lubisz?
- Koszykówkę. I trochę siatkówkę. Możemy razem się uczyć. Ty nauczysz mnie grać, a ja ciebie! - zaśmiał się.
- Świetny pomysł, ale nie jestem pewna czy chcesz uczyć taką łamagę! - odparła również śmiejąc się.
I tak wspólnie sobie gawędzili, gdy niedaleko nich przechadzała się Ney ze swoją paczką. Składała się z czterech osób. Dwóch osiłków Martina Gray'a i Alexa Mulligana oraz Alice White i Samanthy Scott. Gdy ich spostrzegła, ogarnęła ją wielka złość i zazdrość. Natychmiast ruszyła w stronę Rin.
- Co tam u ciebie Nikki? - zapytała słodkim głosem - O! Kogo ja tu widzę? Szkolna frajerka. Nikki, nie szkoda ci czasu na to zero?
- Odpuść sobie! - syknęła Rin.
- Courtney, co jest? Czego tu szukasz?
- Courtney? Mów mi Ney kochany.
- A ty nie mów do mnie kochany. Chodź Rin, pójdziemy gdzie indziej.
I już mieli odejść, gdy Ney pstryknęła palcami. Na ten znak jeden z jej świty podstawił nogę Rinslette, a ta przewróciła się prosto do kałuży. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nikki stał i z wściekłością patrzył na Ney. Rin wstała i obejrzała swoje ubranie. Była cała ubłocona. Ze łzami w oczach zaczęła biec w stronę domu.
- Rin, zaczekaj! - rzucił się za nią Nikki, ale Ney zagrodziła mu drogę.
- Zaczekaj. Niech biegnie. Może w końcu odczepi się od ciebie? - zadrwiła i zostawiła go na środku drogi ze zmartwieniem.
*************************************************************************************************************************************
♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫♫
*************************************************************************************************************************************
Uufff... skończyłam. Wybaczcie, że musieliście trochę długo czekać, ale jakoś nie miałam weny. ;D Następną część postaram się napisać szybciej!
Ooooo pan PHILIPs haha :D Ta Ney to sz*....szalona dziewczyna :D Żart Ney mnie denerwuje.I zepsuła im randkę.Wkurzają mnie tacy ludzie. :D
OdpowiedzUsuńNie denerwuj się tak. :D To tylko w mojej wyobraźni. :D
UsuńTiaaa . Jeden Bruno drugi Bruno trzeci Bruno... :D
OdpowiedzUsuń